art/culture/fashion/entertainment/...

4.2.12

(NOT) FOR YOU

W ostatnie dni stycznia dwa razy odwiedziłam MS2 w Manufakturze. Przede wszystkim chciałam się przekonać, czym jest wystawa „DLA WAS”. Początkowo myślałam, że pod tą nazwą kryją się prace, które dołączono do stałej ekspozycji łódzkiego MS. Okazało się, że miałam rację tylko po części: tak, nowe nabytki stanowią rozwinięcie Kolekcji Sztuki Współczesnej XX i XXI wieku, ale „DLA WAS” to osobna wystawa czasowa, którą można zobaczyć na parterze muzeum do 22 kwietnia. Informacja prasowa mówi, że to dzieła, które „dają się scharakteryzować przez trzy słowa: starcia, odwrócenia, nadzieje.” Myślę, że kuratorsko wystawa została poprowadzono bardzo trafnie, mimo że same prace nie zachwycają. Żadna nie pozostawiła na mnie większego wrażenia, jednak przyznaję, że wspomniany trójpodział ma sens – w kolekcji są dzieła społecznie i politycznie zaangażowane, prześmiewcze i wojujące. Mamy także dużą różnorodność form: filmy, obrazy, fotografie, mobilną instalację – platformę. Wśród artystów dominują europejskie nazwiska, jest też kilkoro Polaków, a parterem wystawy jest Węgierski Instytut Kultury w Warszawie. Wspomniana różnorodność ma zatem podobne podłoże kulturowe. Nie jest to może wystawa poruszająca, ale z pewnością logiczna i spójna, myślę, że może stanowić „polityczne” uzupełnienie stałej ekspozycji.

Monica Bonvicini

Skoro już mowa o stałej kolekcji - "DLA WAS" zachęciło mnie do zobaczenia jej nowej odsłony - rozlokowanej na trzech piętrach muzeum. Szczerze mówiąc, mogłabym przechadzać się po nich godzinami, a obejrzenie całości zabrało mi dwa dni, choć nie był to mój pierwszy raz. Nie mogłam stwierdzić, które z dzieł są nowe, ponieważ od 13 stycznia całość wygląda zupełnie inaczej. Przy okazji zakupów warto wybrać się i po to nowe doświadczenie, ale ostrzegam - godzinka nie wystarczy!

Władysław Strzemiński


Wróciło wiele prac Polaków, teraz możemy zobaczyć twórczość Strzemińskiego na różnych etapach - poświęcono mu dużą część pierwszego piętra. Ponownie udostępniono także dzieła Kobro i Hasiora. Sądzę, że łódzka kolekcja sztuki współczesnej to coś, czego inne miasta mogą nam zazdrościć, a samo muzeum to jedno z moich ulubionych miejsc w Łodzi. Sklep na parterze jest pełen świetnych książek, albumów i czasopism, których na pewno nie znajdziemy w Empiku, do tego przyjemnie pusta kawiarnia na piętrze i miła obsługa – to taka oaza spokoju pośród wiecznie zatoczonych sklepów i restauracji. Szkoda tylko, że średnio udana wystawa czasowa zakończy się dopiero pod koniec kwietnia i dopiero wtedy MS2 może nas zaskoczyć czymś nowym.

M.M.

In the last days of January I paid two visits to the MS2 Museum in Manufaktura. I wanted to find out what the “FOR YOU” exhibition was in the first place. At the beginning I thought those were artworks supposed to complement the permanent exposition of the Łódź's MS. It turned out that I was only partially correct: indeed, those new acquisitions constitute an extension to the Collection of the 20th and 21st century Art. However, “FOR YOU” is also a temporary exhibition shown on the ground floor of the Museum until April 22. The press release reads that “FOR YOU” contains “works that confront the experiences characterised by three words: clashes, reversals, hopes.” I believe the curatorial organisation was very good, though the works themselves are not astonishing. None of them made any lasting impression on me, yet I admit that the triple division makes sense – there were actively political, derisive and belligerent works in the collection. There was also a great variety of media: film, painting, photography, a mobile installation. Among the artists there were predominantly European names, a few Poles too, moreover the Hungarian Cultural Institute in Warsaw is the partner of the show. The above-mentioned variety therefore originates in similar cultural backgrounds. The exhibition as a whole may not be earth-shattering but I think it may be an intriguing “political” addition to the permanent collection.

As regards the permanent collection – it was “FOR YOU” that encouraged me to see its new arrangement – on the three upper floors of MS2. To be honest, I could wander around there for hours – I took me two days to see everything, even though it was not my first time in the museum. I could not tell which of the works were new because after the refurbishment the whole exposition is a whole new experience and it is really worthwhile to try it when shopping in Manufaktura. Beware – one hour is not enough!

Many Polish works are back, and now we can see all the phases of Strzemiński's artistic activity – his paintings have been given a huge space on the second floor. The works by Kobro and Hasior are exhibited again as well. I believe that Łódź's collection of modern art is something we should take pride in, and the Museum itself is one of my favourite places in the city. The shop on the ground floor is full of great books, albums and magazines, which you could not possibly find in Empik stores. Furthermore, there is the cosy café upstairs and the lovely staff - it is an oasis of peace in the invariably overcrowded Manufaktura. It is a pity that the halfway successful temporary exhibition is on until late April. Hopefully, MS2 will surprise us with something fresh then.

20.1.12

Zachęta na nowy rok. / Zachęta = Incentive

W ostatni weekend odwiedziłam Warszawę. Pogoda była bardzo nieprzyjemna, więc i warunki do zwiedzania - wyjątkowo niesprzyjające. Przed zamiecią chowałam się w sklepach, restauracjach i... Zachęcie. Myślę, że w styczniu w galerii każdy znajdzie coś dla siebie, bo trzy aktualnie prezentowane tam wystawy to nie tylko sztuka, ale też swoisty wykład z socjologii, filozofii i najnowszej historii Polski. Najskromniejsza z nich to projekt „Jestem prawie na każdej wystawie”, będący efektem badania społecznego przeprowadzonego na widzach Zachęty. Można powiedzieć, że to wystawa o wystawie, „metawystawa” - rozkłada związki: widz-dzieło-kurator-galeria na czynniki pierwsze. Jeśli lubicie zwiedzać muzea i galerie sztuki, to ta część ekspozycji – na parterze – jest dla was i o was.


Zachęta Emutigung” to pierwsza w Polsce indywidualna wystawa prac światowej sławy fotografa Wolfganga Tillmansa (zachęta.art.pl). Mam nadzieję, że mogę powiedzieć, iż dostąpiliśmy zaszczytu – Tillmans, pierwszy niebrytyjski laureat Nagrody Turnera, własnoręcznie zaprojektował ten pokaz swojej najświeższej twórczości. I zrobił to specjalnie dla Zachęty. Szczegółowe informacje oczywiście na stronie galerii. Moje odczucia? Tillmans pozwala zrozumieć piękno i prawdziwą wartość artystyczną fotografii, zachwyca w każdym calu, zarówno zdjęciami analogowymi, jak i cyfrowymi, tak wielkim, jak małym formatem. Prac jest w Zachęcie naprawdę dużo, a ich rozmiary przemieszane. Trzeba uważać, żeby nie pominąć malutkich perełek pochowanych między ogromnymi „banerami”. Spośród zdjęć najbardziej urzekła mnie jednak wielkoformatowa „martwa natura” - gnijące liście. Chyba nie tylko mnie, bo zwiedzający jakoś nie chcieli oderwać się od tego dzieła. Trudno je bowiem nazwać zdjęciem – fakturą (a raczej jej złudzeniem) przypomina tłusty malarski impast. Tillmans pokazał się w zachęcie jako artysta wszechstronny – potrafi z dużym zrozumieniem oddać postaci, kreatywnie ujmuje industrialne pejzaże, ale przede wszystkim wydobywa piękno z najmniejszych detali. Jego filmy ilustrują czułość na szczegół – śpiący pies, gotujący się groszek - trywialne sytuacje, bez żadnej zbędnej otoczki czy komentarza. Tillmans po prostu pozwala nam je na nowo dostrzec. Pamiętacie „American Beauty” i latającą torebkę foliową – wystawa to całkiem podobne doświadczenie. Potrwa do 29 stycznia, z pewnością nie można jej przegapić.




Styczniowa wycieczka po galerii przy Placu Małachowskiego kończy się na projekcie Goshki Macugi, polskiej artystki miekszającej w Londynie, nominowanej do Nagrody Turnera w 2008 roku. W skrócie to rozgrzebane archiwum nietolerancji dla novum w sztuce w naszym kraju. Co ciekawe, Macuga bada historię cenzury już po 1989 roku. Oczywiście opowiadana przez nią historia skupia się na Zachęcie, która nierzadko była ośrodkiem artystycznej kontrowersji. Z wycinków prasowych, i obraźliwych listów do byłej dyrektor galerii, Andy Rottenberg, płynie gorzki humor o Polakach. Warto sobie przypomnieć historię rzeźby Jana Pawła II powalonego meteorytem, czy atak na dzieła sztuki z bronią w ręku w wykonaniu Daniela Olbrychskiego. Na deser, ogromna rzeźba, która przedstawia dziecko czytające dorosłym. Jak ten monument ma się do reszty ekspozycji – to pozostawiam każdemu do subiektywnej interpretacji. Całość pouczająca, miejscami zabawna (co widać po zwiedzających), naprawdę dobrze komponuje się z „polonizującym” Tillmansem. Do 19 lutego.


MM

 Last weekend I visited Warsaw. The weather was very unpleasant and so conditions for sightseeing were unfavourable too, to say the least. I found shelter from the blizzard in boutiques, restaurants and... the Zachęta Gallery. I reckon that in January everyone can find something they like in there, since the three exhibitions presented are not only “art”, they constitute a lecture on sociology, philosophy and the recent history of Poland. The smallest of those is the project “No, no I hardly ever miss a show”, which is the result of a study concerning the Zachęta visitors. It is in fact a show about a show, a “metaexhibition” that examines the interrelatedness between spectators, artworks, curators and the gallery. If you avidly go to art exhibitions, this part of Zachęta's exposition is for and about YOU.

Zachęta Emutigung” is the first individual exhibition in Poland of works by the world famous photographer Wolfgang Tillmans (zacheta.art.pl). I hope we may say we have been given a true honour – Tillmans, the first non-British Turner Prize winner, devised himself this presentation of his newest works. He did that especially for Zachęta. (See the gallery's website for more details.) What are my findings? The artist enabled me to grasp the beauty and real value of photography. I was really astounded by his works in every sense of the word, both by the digital and the analog ones, equally delighted by the small, and the large photos. There is an array of works of various sizes at Zachęta, therefore one can accidentally skip some of the littlest “diamonds” placed between enormous “banners”. This organisation may explain why the photograph that made the biggest impression on me was the large “still life” of decaying leaves. I could tell I was not the only person allured to this work at the gallery. The reason was probably the texture of the photograph that gave an illusion of a thick impasto. Tillmans shows how versatile he is in his sensitive depictions of people, creative perception of industrial sceneries and, most importantly, in sensing the magic of details. He picks the pettiest ones. His films represent that tendency – boiling green peas or a sleeping dog – with no commentary attached. The artist makes us rediscover such trivialities. Do you recall “American Beauty” and the plastic bag floating in the air – this exhibition is quite a similar experience. It lasts until January 29, so it's high time you went to the capital.

My January trip to Zachęta comes to an end at the project of Goshka Macuga, Polish artist living in London, one of the 2008 Turner Prize nominees. In short, the exhibition presents the unearthed archives of intolerance towards the “new” in art. It is a story of Polish art censorship after 1989. Certainly, this narrative centres upon the Zachęta Gallery, which has been regarded as the hub of controversy in the contemporary art of my country. Piles of clippings and vituperative letters to Andy Rottenberg, former Zachęta manager carry a load of bitter humour about Poles. It is actually worthwhile to remind oneself of the story of the sculpture of Pope John Paul II felled by a meteorite or the actor Daniel Olbrychski's armed attack on artworks displayed in the gallery. And for dessert a monumental sculpture of a child reading a book to an adult couple. In what sense does this figure correspond to the rest of the exhibition – this is to be interpreted by each of the visitors individually. The show as a whole, was quite amusing (judging by the facial expressions of some of the spectators) and really well fitting with the “Polish-like” photographs by Tillmans. See before February 19.




2.12.11

NOWEmber

Ostatnio cierpię na ostry brak czasu, a może to tylko złudzenie powodowane przez chroniczne lenistwo. Nie znaczy to, że nigdzie nie bywałam, po prostu nie zdążyłam tego opisać. W listopadzie chciałabym wyróżnić dwa miejsca, które odwiedziłam: galerię Atlas Sztuki w Łodzi i Okręg Warszawski ZPAP.

Sądzę, że Łódź może się spokojnie pochwalić galerią sztuki współczesnej typu „white cube”. To właśnie Atlas Sztuki w podwórku przy Piotrkowskiej 114/116. Mimo świetnej lokalizacji, nie słyszy się o niej często, a to źle, bo ostatnia wystawiona tam kolekcja jest naprawdę warta obejrzenia. 22 prace czołowych artystów z lat 1978 – 2008 w dwóch oślepiająco białych salach (które dzielą kolekcję na dwa pokolenia).

Wszystkie obrazy są własnością dr Ericha Marxa i jest to, jak czytamy w katalogu, „najpotężniejsza kolekcja sztuki w Berlinie”. W galerii można zobaczyć prace opatrzone nazwiskami sław takich, jak Anselm Kiefer, Sandro Chia czy Salomé. Co ciekawe, dr Marx w ostatnich latach poważnie zainteresował się współczesnym malarstwem Polaków, w Atlasie znalazły się również dzieła Wilhelma Sasnala, Romana Lipskiego, Rafała Bujnowskiego.




Wrażenia? Wystawa to ilustracja różnorodności w sztuce ostatnich 30 lat, obok siebie abstrakcja i hiperrealizm. Mimo wszystko to mieszanina jednorodna – kolekcja Marxa daje wrażenie spójności, może właśnie dlatego, że skomponował ją jeden człowiek. Czułam, że malarstwo młodych Polaków posiada wspólne, wyróżniające je cechy. Z jakiegoś powodu to właśnie ich prace szczególnie mnie przyciągnęły. Najbardziej zachwycił mnie oczywiście cel mojej wizyty – wściekle kolorowy obraz Enzo Cucchiego – uwielbiam, kiedy kolory zwalają mnie z nóg. Świetny efekt daje wspomniany „biały sześcian” - czysty, mocny przekaz, bez zakłóceń. Przekonać możecie się o tym do końca grudnia.


***

Niestety, wystawa, którą miałam prawdziwe szczęście (bo została przedłużona) zobaczyć w warszawskiej galerii ZPAP, potrwa tylko do końca tego weekendu. Reklama jest w tym przypadku zbędna – wystarczy wspomnieć nazwisko artysty. Beksiński. Obrazy, rysunki, fotografie, ogółem sztuk 250. Może aż za dużo, bo kolekcja ledwie mieści się w dużej sali przy ul. Mazowieckiej.

Ogrom, nastrojowość, różnorodność – tymi rzeczownikami mogę opisać tę wystawę. Beksiński ma moc i temu nie można zaprzeczyć. W sobotni wieczór, tuż przed zamknięciem, galeria była wypełniona zwiedzającymi. Mnie urzekły fotografie, których wcześniej nie znałam. Przedtem Beksiński był dla mnie tylko (i AŻ) malarzem. Jego zdjęcia są zaskakująco ciepłe, w zupełnie odmiennym klimacie niż obrazy. Warto się pośpieszyć, żeby zobaczyć to zestawienie.



Na koniec: moje Gwiazdkowe życzenie, a może postanowienie noworoczne: zobaczyć Turnera w Muzeum Narodowym w Krakowie!

M.M.



Recently, I have been suffering from acute lack of time or that has just beenmy chronic idleness. This does not mean I have not been places, but I have not had the time to write about it. As regards November, I would like to give my attention to two places: the Atlas Sztuki gallery in Łódź and Warsaw's ZPAP gallery.

I suppose Łódź can really take pride in its “white cube” modern art gallery. I mean of course Atlas Sztuki in the backyard of 114/116 Piotrkowska Street. Despite the superb location, it does not seem to be renowned. That is too bad since the latest collection displayed in the gallery is undoubtedly worth seeing. 22 works by leading artists from between 1978-2008 in two blindingly white rooms (which divide the works into two generations). All paintings constitute the property of Dr Erich Marx and it is, as read in the catalogue, “the grandest art collection in Berlin”. In the gallery, you can see works by such celebrated artists as Anselm Kiefer, Sandro Chia and Salomé. The interesting part is that dr Marx has lately taken a shine to modern Polish painting, hence, at Atlas Sztuki, there are paintings by Wilhelm Sasnal, Roman Lipski and Rafał Bujnowski. My impressions? The exhibition is a tribute to the diversity of art in its recent 30 years, with abstract art and hyperrealism side by side. Nonetheless, it is a homogenous mixture – Marx's collection seems to be consistent, probably because it has been composed by a single person. I could feel that the painting of the young Poles had some distinctive common features. They somehow engrossed me in instantaneously. What amazed me the most, however, was the overriding aim of my visit - the wildly coloured painting by Enzo Cucchi. I simply love it when colours sweep me of my feet. The “white cube” arrangement adds to this effect – giving a clear, powerful message. You can experience it yourself until the end of December.

Unfortunately, the exhibition, I have been lucky enough to see (as it had been extended) in the ZPAP Gallery in Warsaw, will only last until the end of this weekend. No advertising is needed in this case, suffice it to say it is Beksiński. Paintings, drawings and photographs, 250 items in total. Maybe, that is too many, given that the collection can harldly fit in the large room of the gallery in Mazowiecka Street. Magnitude, ambience, diversity – these are the words I could use to describe the exhibition. Beksiński holds the power and there is no denying that. On a Saturday evening, right before the closing time, the gallery was filled up with visitors. I was taken aback by the photographs, which I actually saw for the first time. Before, Beksiński had been just a painter to me. His photos are surprisingly warm though, their mood being completely different from the one that the paintings exude. You should really hurry up to see that juxtaposition.

Postscript: my Christmas wish (or a New Year's resolution) is to see the Turner exhibition in the National Gallery in Krakow!

8.11.11

Fashion Week Poland

Muszę przyznać, że bardzo trudno jest mi ocenić niedawno zakończoną, 5 edycję Fashion Week Poland Fashion Philosophy. Jako jeden z opiekunów international media, miałam okazję poznać od kuchni całe to przedsięwzięcie i może dlatego widzę je trochę w krzywym zwierciadle...
Pierwszy oficjalny dzień Fashion Week- czwartek mogę opisać jako jeden wielki plac budowy i gorączkowych przygotowań. Odkurzacze, niemalże latające deski, kurz, błoto i folia - w takich warunkach powitani są najważniejsi goście zagraniczni, zaproszeni z myślą   o wystawieniu  dobrej opinii i rozsławieniu łódzkiego FW... 
Na szczęście po kilku godzinach, sytuacja zostaje opanowana, czerwony dywan rozwinięty, a VIP-room nareszcie gotowy na przyjęcie zziębniętych gości. 
Na pochwałę niewątpliwie zasługuje świetna lokalizacja (Łódzka Strefa Ekonomiczna) - stara, opuszczona fabryka, duża przestrzeń i tajemnicza atmosfera, a poza tym wszystkie pokazy odbywające się w jednym miejscu. 



Oficjalne otwarcie Designer Avenue rozpoczął energetyczny pokaz kolekcji TRIPOLAR, Custo Barcelona- cenionej na całym świecie marki odzieżowej. Mimo świetnych tkanin oraz doskonałego wykończenia, ubrania niestety nie do końca przypadły mi do gustu. Natłoczenie wzorów i kolorów rzeczywiście świetnie oddało zamierzony efekt 3D równocześnie sprawiło jednak, że kolekcja wydała mi się lekko tandetna i przeładowana.
Totalną porażką okazał się natomiast specjalny pokaz Teresy Kopias. Półnadzy mężczyźni ustawieni na posągach, piaski pustyni, ckliwa muzyka z lat 90-tych oraz ”innowacyjne”  sukienki rodem z nieudanego balu maturalnego, zaprezentowane przez nie do końca urodziwe modelki.






Kolejne dni przebiegały już bez większych niepowodzeń. Organizacja uległa diametralnej poprawie i niemalże wszystko odbywało się zgodnie z planem. Pokazy Off Out Of Schedule poprzedzające główną Aleję Projektantów, charakteryzowały się ogromną różnorodnością i jakością. Od pokazu Ał ( noenowe shorty, białe t-shirty i spódnica z zasłony do prysznica), o którym wolałabym się nie wypowiadać przez niesamowicie funkcjonalne i ciekawe propozycje Alisy Bieniek i Pauliny Połoz. Ta ostatnia już wcześniej zaprezentowała swoje projekty na łamach magazynu K MAG, gdzie od razu wpadły mi w oko. Ciekawie skrojone płaszcze z ćwiekami, codzienne ubrania, które jednocześnie odznaczają się nutką ekstrawagancji i tajemniczości. Nie zabrakło również dość ekscentrycznych pokazów z pogranicza mody i sztuki takich jak kolekcja Flesh and Bone, Pauliny Plizgi czy BIOmimircy, Olgi Szynkarczuk zainspirowanej wystawą My Way - Jean Michel Othoniela i spektaklem Planet Lem teatru BIURO.







Jeśli chodzi o pokazy Designer Avenue to projektanci często stawiali na długie zwiewne spódnice, intrygujące kształty i delikatne materiały. Do moich faworytów należy zainspirowany Australią, Łukasz Jemioł z ciepłymi kolorami ecru, beżu, spalonej czerwieni i głębokiej zieleni -zdecydowanie zestawione z delikatnością i miękkością. Znając wcześniejsze projekty Łukasza Jemioła stawiającego na niezwykłą kobiecością byłam kompletnie zdziwiona królującym na wybiegu klimatem rock&rolla. Podczas tego pokazu nie zabrakło również kilku wpadek w wykonaniu modelek. 




Cały czas nie mogę zapomnieć o pokazie MMC studio. Luźna atmosfera, deszcz konfetti i świetne ubrania. Początkowo klasyczne biele, zwiewne sukienki i marynarki, następnie nutka drapieżności w postaci intrygujących wzorów. Na uwagę zasługuje również pokaz Wioli Wołczańskiej, która jeszcze w poprzedniej edycji FW prezentowała swoją kolekcję na Off Out of Schedule  w tym sezonie pokazała nam kolekcję „Hole” czyli asymetria, rockowy ale zarazem kobiecy look oraz naprawdę świetne wykończenie strojów.











Największym nieporozumieniem okazał się tak bardzo wyczekiwany ”pokaz” Jeremiego Scotta, który w rezultacie zakończył się ustawieniem przez organizatorów paru instalacji z projektami i zgrają gości latających po wybiegu, gdzie od czasu do czasu można było dostrzec modela bądź modelkę ubranych w bluzy adidas originals z charakterystycznymi skrzydłami.



Pokaz Dawida Tomaszewskiego, kończący 5 edycję Fashion Philosophy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, i mimo że kolekcja ujrzała światło dzienne już na wcześniejszych FW (np. w Lisbona) to doprawdy jestem oczarowana. Poza idealnie pasującą muzyką, projektant przemyślał i zadbał o każdy szczegół. Tu nie było miejsca na wpadkę. Osłupieni widzowie zobaczyli na własne oczy piękne, zwiewne suknie wykonane z szlachetnych tkanin. 








Trudy oglądania niektórych pokazów zostały wynagrodzone naprawdę świetnymi after party. Do najbardziej udanych i szaleńczych bezwzględnie zaliczam VICE party i niedzielny K MAG afterparty, kończący tegoroczną odsłonę Fashion Week Poland. Abstrahując od muzyki, naprawdę świetna zabawa i bardzo ciekawi ludzie:) 


Niewątpliwie łódzka edycja Fashion Week z roku na rok rośnie w siłę. Oceniając, nie powinniśmy być zbytnio surowi biorąc pod uwagę fakt, iż łódzki FW to naprawdę ”młoda”  impreza. Wydaje mi się jednak, że nawet krótkie doświadczenie nie usprawiedliwia organizatorów, którzy według mnie w niektórych kwestiach, kolokwialnie mówiąc poszli na łatwiznę. Mimo wielu wpadek jestem dobrej myśli i wierzę, że w przyszłości Fashion Week Poland odniesie niebagatelny sukces. 

Fot. Fashion Week Poland

K.K.

21.10.11

Oczy nie mogą znaleźć głowy do zamieszkania... / Eyes can't find a head to inhabit...

Bieżąca wystawa MS2 to miszmasz tego, co nowe – przewagę kolekcji stanowią prace z drugiej połowy XX wieku, wiele z nich powstało też po roku 2000. Większość artystów, których dzieła znalazły się na wystawie, to nasi sąsiedzi – pochodzą z Rosji, Ukrainy, Łotwy, Niemiec, Słowacji. Jest także kilku Polaków, m.in. małżeństwo Kobro-Strzemiński, a nawet Amerykanie. Oczy... miały być wyjątkową okazja, by zobaczyć, czym jest „awangarda”. Określenie „awangardowe” może i pasuje do ekspozycji – łamanie barier, futurystyczne idee, pragnienie wyzwolenia się z oczywistych form – to wszystko tam jest. Jednak, szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś bardziej zaskakująco, momentami szokującego, a z pewnością silniej inspirującego. Podejrzewam, że to nie same prace sprawiły, że czuję niedosyt. Gdyby podzielono je na grupy tematyczne, (na przykład kosmos, społeczeństwo, władza, przestrzeń, seksualność...), tak jak jest to zrobione w ekspozycji stałej w MS2, może ułatwiłoby to zrozumienie przekazu każdego z artystów. Bez tego, mamy wspomniany miszmasz, który w prawdzie obrazuje wieloznaczność „awangardy” w sztuce, ale komplikuje interpretację, przynajmniej takiemu laikowi jak ja.

Nikita Kadan, Gabinet zabiegowy, 2009-2010

Nie oznacza to, że nie polecam tej wystawy. Nie wyniosłam z niej wielu wniosków ogólnych, ale to nie znaczy, że nie byłam pod wrażeniem prac. Na dłużej zatrzymałam się przy „miejsckich” tkaninach Celmsa, „sowieckich” modelach El Lisieckiego, „sadystycznych” talerzach Kadana, pewnie ze względu na poruszone w nich kwestie władzy jako opresyjnego aparatu kontroli. Jestem ciekawa, jak Wy odbieracie tę ekspozycję. Nie uważam, że wizyta jest koniecznością, ale fotografie Orozco pozostawiają na długo wrażenie delikatności, przewrotności i ultoności piękna, a autodestrukcja w wydaniu Metzgera naprawdę porusza. Zaskoczyło mnie, że Oczy..., choć szeroko reklamowane i rzeczowo opracowane w opublikowanym katalogu, nie znalazły chyba zbyt wielu głów do zamieszkania.

Stanowczo odradzam natomiast wizytę w Archiwum Państwowym, gdzie (rzekomo) znajduje się druga część tego przedsięwzięcia. Zapewniam, że będziecie rozczarowani – eksponatów jak na lekarstwo i co gorsza, są one wciśnięte w malutką przestrzeń ratusza. Pomysł umieszczenia tam prac był raczej desperacki i zwyczajnie nietrafiony. Do każdej pracy musiałam być doprowadzona przez pracowników archiwum, a ich rozmieszczenie było chaotyczne, jeżeli nie niedorzeczne (na przykład pod ratuszową tablicą informacyjną, na oknie, czyli pod światło, nad schodami, gdzie nie sposób było cokolwiek zobaczyć...). Zamiast tego, można by odwiedzić MS przy Więckowskiego, bo mniej niż w ratuszu już dziać się nie może! Swoją drogą, ciekawe, kiedy w starym MS skończy się remont...


      
                              Gabriel Orozco, Oddech na pianinie, 1991



Władysław Strzemiński, 
Kompozycja architektoniczna 6b, 1928





M.M.

The current exhibitionat MS2 is a mixture of innovations – a vast majority is constituted by works from the second half of 20 c., some come from the new millennium. Most of their authors are Poland's neighbours – they come from Russia, Ukraine, Latvia, Germany, Slovakia. There are a few Poles two – the Kobro-Strzemiński couple, amongst others, and even some Americans. Eyes... were to be a remarkable opportunity to see what the 'avant-garde' actually is. The term 'avant-garde' could possibly be applied to the exhibition. It's got it all: the breach of barriers, futurist ideas, the desire to escape the obvious forms. Yet, to be honest, I had expected something more surprising, shocking at times and, above all, something more inspiring. I suppose the works themselves are not answerable for the “lack” that I felt. Had they been divided into some thematic groups (e.g. the cosmos, society, authority, space, sexuality...), just as it has been arranged in the permanent exhibition in MS2, perhaps it could have made it easier for the viewers to grasp the ideas conveyed by each artist. Without that, we are left with the above-mentioned mixture (or an insipid cocktail). It may point to the breadth and ambiguity of the 'avant-garde' in art, but still it makes any interpretation dim and complicated, at least for a layman like me.

That doesn't mean that I do not recommend the exhibition. Though I did not come to any general conslusions, I am not trying to belittle the value of the works. I took my time with the “urban” fabrics by Celms, El Lissitzky's “soviet” models and the “sadistic” plates by Kadan. I guess I was allured by the way they tackled the subject of authority as an oppressive power. I am curious about your response to the show. I don't feel that it is absolutely necessary to pay a visit to MS2. Nonetheless, Orozco's photography leaves the long-lasting impression of the tenderness and elusiveness of beauty, and the self-destruction by Metzger is truly moving. I am quite surprised to see that the Eyes..., though widely advertised and reasonably described in a catalogue, have not found many eyes to inhabit as yet.

I would not, however, recommend visiting the State Archive, where (allegedly!) the other part of the exhibition is staged. I am certain you would be disappointed – the exhibits are scarce, plus they are squeezed into tight corners of the city hall. The whole idea of putting works on display in that building seems to have been desperate and simply abortive. I had to be guided to each exhibit and their allocation was chaotic, if not preposterous (e.g. under the city hall noticeboard, on a window – with the sun in my eyes, above the stairs where I could see nothing...) Instead, you could go to check what's up in MS in Więckowskiego St., because I cannot imagine anything less impressive than what I saw in the archive. Besides, I am curious when they are going to finish the renovation works in the good old MS...


19.10.11

Skostniałe ręce i czerwony nos - idealny opis naszej pierwszej "sesji". Mamy nadzieję, że chociaż w pewnym stopniu, udało nam się oddać atmosferę starych, opuszczonych łódzkich fabryk. Efekty oceńcie sami!
Fot. Sara Rogowska
Hands as cold as ice and red noses - perfect title for our first "photo shoot". We hope that we managed to convey the atmosphere of old and derelict manufactories in Łódź. What do you think?