art/culture/fashion/entertainment/...

2.12.11

NOWEmber

Ostatnio cierpię na ostry brak czasu, a może to tylko złudzenie powodowane przez chroniczne lenistwo. Nie znaczy to, że nigdzie nie bywałam, po prostu nie zdążyłam tego opisać. W listopadzie chciałabym wyróżnić dwa miejsca, które odwiedziłam: galerię Atlas Sztuki w Łodzi i Okręg Warszawski ZPAP.

Sądzę, że Łódź może się spokojnie pochwalić galerią sztuki współczesnej typu „white cube”. To właśnie Atlas Sztuki w podwórku przy Piotrkowskiej 114/116. Mimo świetnej lokalizacji, nie słyszy się o niej często, a to źle, bo ostatnia wystawiona tam kolekcja jest naprawdę warta obejrzenia. 22 prace czołowych artystów z lat 1978 – 2008 w dwóch oślepiająco białych salach (które dzielą kolekcję na dwa pokolenia).

Wszystkie obrazy są własnością dr Ericha Marxa i jest to, jak czytamy w katalogu, „najpotężniejsza kolekcja sztuki w Berlinie”. W galerii można zobaczyć prace opatrzone nazwiskami sław takich, jak Anselm Kiefer, Sandro Chia czy Salomé. Co ciekawe, dr Marx w ostatnich latach poważnie zainteresował się współczesnym malarstwem Polaków, w Atlasie znalazły się również dzieła Wilhelma Sasnala, Romana Lipskiego, Rafała Bujnowskiego.




Wrażenia? Wystawa to ilustracja różnorodności w sztuce ostatnich 30 lat, obok siebie abstrakcja i hiperrealizm. Mimo wszystko to mieszanina jednorodna – kolekcja Marxa daje wrażenie spójności, może właśnie dlatego, że skomponował ją jeden człowiek. Czułam, że malarstwo młodych Polaków posiada wspólne, wyróżniające je cechy. Z jakiegoś powodu to właśnie ich prace szczególnie mnie przyciągnęły. Najbardziej zachwycił mnie oczywiście cel mojej wizyty – wściekle kolorowy obraz Enzo Cucchiego – uwielbiam, kiedy kolory zwalają mnie z nóg. Świetny efekt daje wspomniany „biały sześcian” - czysty, mocny przekaz, bez zakłóceń. Przekonać możecie się o tym do końca grudnia.


***

Niestety, wystawa, którą miałam prawdziwe szczęście (bo została przedłużona) zobaczyć w warszawskiej galerii ZPAP, potrwa tylko do końca tego weekendu. Reklama jest w tym przypadku zbędna – wystarczy wspomnieć nazwisko artysty. Beksiński. Obrazy, rysunki, fotografie, ogółem sztuk 250. Może aż za dużo, bo kolekcja ledwie mieści się w dużej sali przy ul. Mazowieckiej.

Ogrom, nastrojowość, różnorodność – tymi rzeczownikami mogę opisać tę wystawę. Beksiński ma moc i temu nie można zaprzeczyć. W sobotni wieczór, tuż przed zamknięciem, galeria była wypełniona zwiedzającymi. Mnie urzekły fotografie, których wcześniej nie znałam. Przedtem Beksiński był dla mnie tylko (i AŻ) malarzem. Jego zdjęcia są zaskakująco ciepłe, w zupełnie odmiennym klimacie niż obrazy. Warto się pośpieszyć, żeby zobaczyć to zestawienie.



Na koniec: moje Gwiazdkowe życzenie, a może postanowienie noworoczne: zobaczyć Turnera w Muzeum Narodowym w Krakowie!

M.M.



Recently, I have been suffering from acute lack of time or that has just beenmy chronic idleness. This does not mean I have not been places, but I have not had the time to write about it. As regards November, I would like to give my attention to two places: the Atlas Sztuki gallery in Łódź and Warsaw's ZPAP gallery.

I suppose Łódź can really take pride in its “white cube” modern art gallery. I mean of course Atlas Sztuki in the backyard of 114/116 Piotrkowska Street. Despite the superb location, it does not seem to be renowned. That is too bad since the latest collection displayed in the gallery is undoubtedly worth seeing. 22 works by leading artists from between 1978-2008 in two blindingly white rooms (which divide the works into two generations). All paintings constitute the property of Dr Erich Marx and it is, as read in the catalogue, “the grandest art collection in Berlin”. In the gallery, you can see works by such celebrated artists as Anselm Kiefer, Sandro Chia and Salomé. The interesting part is that dr Marx has lately taken a shine to modern Polish painting, hence, at Atlas Sztuki, there are paintings by Wilhelm Sasnal, Roman Lipski and Rafał Bujnowski. My impressions? The exhibition is a tribute to the diversity of art in its recent 30 years, with abstract art and hyperrealism side by side. Nonetheless, it is a homogenous mixture – Marx's collection seems to be consistent, probably because it has been composed by a single person. I could feel that the painting of the young Poles had some distinctive common features. They somehow engrossed me in instantaneously. What amazed me the most, however, was the overriding aim of my visit - the wildly coloured painting by Enzo Cucchi. I simply love it when colours sweep me of my feet. The “white cube” arrangement adds to this effect – giving a clear, powerful message. You can experience it yourself until the end of December.

Unfortunately, the exhibition, I have been lucky enough to see (as it had been extended) in the ZPAP Gallery in Warsaw, will only last until the end of this weekend. No advertising is needed in this case, suffice it to say it is Beksiński. Paintings, drawings and photographs, 250 items in total. Maybe, that is too many, given that the collection can harldly fit in the large room of the gallery in Mazowiecka Street. Magnitude, ambience, diversity – these are the words I could use to describe the exhibition. Beksiński holds the power and there is no denying that. On a Saturday evening, right before the closing time, the gallery was filled up with visitors. I was taken aback by the photographs, which I actually saw for the first time. Before, Beksiński had been just a painter to me. His photos are surprisingly warm though, their mood being completely different from the one that the paintings exude. You should really hurry up to see that juxtaposition.

Postscript: my Christmas wish (or a New Year's resolution) is to see the Turner exhibition in the National Gallery in Krakow!